Wojna o głośność. A właściwie o... pauzę
Od lat w świecie muzyki trwa zjawisko zwane „wojną głośności”. Nie chodzi o to, żeby wszystko grało coraz głośniej w decybelach. Chodzi o to, żeby muzyka brzmiała jakby była głośniejsza. Jak to się robi? Przez kompresję dynamiczną – technikę, która niweluje różnice między głośnymi i cichymi fragmentami.
Efekt? Utwory brzmią „na pełnej petardzie” cały czas. Ale czy to dobrze? Przez lata mówili o tym głównie audiofile: „zabija się dynamikę, wycina się emocje”. Pod koniec 2024 roku do dyskusji dołączyła nauka i dała konkretny dowód, że to nie tylko kwestia estetyki, ale też zdrowia.
Świnki morskie i Adele. Co zakładał eksperyment?
Zespół z Instytutu Pasteura w Paryżu przeprowadził eksperyment z udziałem zwierząt, których słuch jest zbliżony do ludzkiego. Przez cztery godziny puszczano im utwór Adele „I Miss You” na poziomie 102 dB – to mniej więcej tyle, ile podczas głośnego koncertu, ale ciągle w granicach „bezpiecznych” według brytyjskiej normy BHP.
Dwie wersje utworu, dwa różne doświadczenia:
- wersja oryginalna – z zachowanymi cichszymi fragmentami, przerwami, oddechem.
- wersja skompresowana – każda luka między dźwiękami została wypełniona. Brak ciszy. Brak wytchnienia.
Utwór Adele wybrano nieprzypadkowo. Ma szerokie pasmo częstotliwości i naturalne kontrasty między wokalem a instrumentami. Kiedy się go skompresuje, pauzy znikają całkowicie, a utwór staje się „ścianą dźwięku”. To idealna sytuacja do sprawdzenia, co taki dźwięk robi z uchem.
Co prawdopodobnie dzieje się w Twoich uszach przy skompresowanej muzyce?
Po odsłuchu naukowcy zbadali dwie rzeczy:
- Emisje otoakustyczne
To jak echo, które Twoje ucho wewnętrzne generuje, gdy działa zdrowo. Jeśli potrzeba więcej energii, żeby je wywołać – to znak, że ucho jest zmęczone.
Wynik: obie grupy (oryginalna i skompresowana) wykazały lekki wzrost progu emisji – głównie w zakresie 2–3 kHz. Ale dobra wiadomość – wszystko wróciło do normy po jednym dniu. - Odruch mięśnia strzemiączkowego (czyli twój „głośnikowy bezpiecznik”)
Ten mikroskopijny mięsień kurczy się, kiedy do ucha dociera zbyt dużo dźwięku. Chroni wewnętrzne struktury, działając jak automatyczny regulator głośności.
Wynik:
- w grupie słuchającej wersji oryginalnej – odruch wrócił do normy w ciągu 24 godzin.
- w grupie ze skompresowanym dźwiękiem – pozostał osłabiony przez cały tydzień. A to oznacza jedno: ucho się nie regenerowało.
Dlaczego to nie tylko ciekawostka z laboratorium?
Obecne normy dotyczące ochrony słuchu zakładają prostą zasadę: ilość energii = głośność × czas. To działa świetnie w przypadku dźwięków naturalnych – ruch uliczny, maszyny, szum. Takie dźwięki mają naturalne wahania – są ciche momenty i głośne piki. To rozkład dźwięku zbliżony do dzwonu Gaussa.
Ale dźwięk skompresowany łamie tę zasadę. Zamiast sinusoidalnych wahań masz stały, intensywny strumień – jak wąż ogrodowy, który leje wodę pod ciśnieniem non stop. Głośność nie spada, nie odpoczywa.
Efekt?
- Nasze uszy są ciągle w stanie gotowości.
- Nasz mózg nie dostaje sygnału „teraz odpocznij”.
- Odruch ochronny w uchu nie ma kiedy się zresetować.
To jakbyś przez 4 godziny trzymał lekko napięty mięsień – nie boli, ale czujesz zmęczenie.
A teraz wyobraź sobie, że robisz to codziennie, przez podcasty, YouTube, wideokonferencje…
Kompresja to nie tylko koncerty. To codzienność
To nie jest problem tylko dla DJ-ów i basowych fanatyków.
Większość z nas słucha skompresowanego dźwięku codziennie:
- podcasty: zazwyczaj na poziomie ok. 80 dBA.
- rozmowy przez Zoom czy Google Meet – kompresja dźwięku jest wbudowana w algorytmy.
- muzyka na Spotify – większość masteringów to pliki o LUFS -14 do -8, czyli mocno skompresowane.
- TikTok, Instagram, YouTube – format wymusza kompresję.
Problem w tym, że nasz układ słuchowy nie odróżnia tych sytuacji od koncertu. Jeśli dźwięk nie odpoczywa, nasze ucho też nie. Nawet jeśli wszystko brzmi „umiarkowanie”.
Co nie zostało uszkodzone – i co z tego wynika?
Naukowcy sprawdzili też, czy wewnętrzne połączenia nerwowe – tzw. synapsy komórek słuchowych – uległy uszkodzeniu. Nie. A to znaczy, że nie mamy do czynienia z trwałą „cichą głuchotą”.
Ale problem i tak jest realny. To zmęczenie układu nerwowego, które powoduje:
- zmniejszoną koncentrację,
- trudność w wyłapywaniu różnic dźwiękowych,
- obniżoną zdolność regeneracji słuchu po dłuższym czasie.
I najgorsze: nie zobaczysz tego na zwykłym badaniu słuchu.
Co dalej? I co możesz zrobić już dziś?
Badanie zostawiło kilka ważnych pytań bez odpowiedzi:
- czy odruch ochronny w uchu wraca po tygodniu – czy pozostaje osłabiony dłużej?
- jak niski poziom kompresji jest jeszcze bezpieczny?
Dlatego kolejne kroki to: testy na ludziach, pomiary przy różnych poziomach LUFS i decybeli – nawet tych typowych dla rozmów wideo.
Może też czas, by normy ochrony słuchu uwzględniały nie tylko ilość dźwięku, ale też jego strukturę. Parametry takie jak kurtosis (czy dźwięk jest bardziej „płaski” czy „szczytowy”) mogą pokazać realne obciążenie.
Co możesz zrobić jako słuchacz?
- Zwracaj uwagę na LUFS. Im wyższy (np. –8 LUFS), tym więcej dynamiki.
- Słuchaj remasterów, winyli, wersji bez kompresji – to nie snobizm, to profilaktyka.
- Rób przerwy od dźwięku – nie tylko od głośnych słuchawek. Od ciągłego dźwięku.
- Testuj różne źródła – mieszaj cichą muzykę z podcastami, słuchaj naturalnych dźwięków.

Podsumowanie
To, jak słuchasz, ma znaczenie. Dźwięk to nie tylko rozrywka – to fizyczne obciążenie, które po prostu się kumuluje.
W świecie pełnym głośnych komunikatów, potrzebujemy też przestrzeni na ciszę. Nie tej absolutnej, tylko tej w muzyce. Pauzy. Oddechu. Kontrastu.
Bo jak mówi stare porzekadło: muzyka to nie tylko dźwięki. To też cisza między nimi. I to właśnie ta cisza pozwala Twoim uszom wrócić do formy.
Źródło: https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S0378595524001734

Warto wiedzieć. LUFS, czyli o co chodzi z tą „głośnością cyfrową”?
LUFS (Loudness Units Relative to Full Scale) to jednostka, która mierzy postrzeganą głośność utworu w sposób zbliżony do tego, jak słyszy człowiek.
Nie chodzi tu o surową wartość decybeli (dB), tylko o to, jak intensywnie nasz mózg odbiera ten dźwięk przez czas.
Dla porównania:
- -23 LUFS – poziom stosowany w radiu publicznym w Europie (spokojne, naturalne brzmienie)
- -14 LUFS – standard Spotify (już mocno skompresowany, ale akceptowalny)
- -8 LUFS i mniej – bardzo głośny, mało dynamiczny dźwięk. Zmęczy Cię szybciej.
Wniosek:
LUFS nie mówi „czy coś jest głośne”, tylko „jak bardzo non stop Cię atakuje”. Dlatego -10 LUFS może być bardziej męczące niż koncert na -20 LUFS, jeśli cały czas daje równo.
Czym jest cyfrowa dynamika w muzyce?
Dynamika to różnica między najcichszym a najgłośniejszym momentem w utworze.
W nagraniach analogowych (np. winyle) różnice były naturalne: muzyka „oddychała”. Były momenty spokoju, potem uderzenia. Ciało reagowało, odpoczywało.
W cyfrowej rzeczywistości – a szczególnie przy kompresji dynamicznej – to wszystko jest wygładzone. Brak ciszy, brak szczytów. Same średnie.
W efekcie:
- wszystko brzmi „równo” (czyli szybko się nudzi).
- Twoje ucho nie dostaje czasu na reset.
- odruch mięśnia strzemiączkowego przestaje działać prawidłowo.
Co warto zmienić w codziennym rytuale słuchania?
Dobra wiadomość: nie musisz rzucać Spotify, ani rezygnować z podcastów. Wystarczy świadomie wprowadzić kilka prostych zmian:
ZMIENIAJ ŹRÓDŁA
- Po intensywnym dniu pracy z Zoomem – puść sobie muzykę z winyla lub spokojny ambient.
- Po dwugodzinnym podcaście – idź na spacer bez słuchawek albo włącz naturalne dźwięki (szum lasu, wody).
ZWRACAJ UWAGĘ NA LUFSY
- Szukaj utworów z LUFS powyżej -10 (czyli mniej skompresowanych).
Niektóre serwisy (jak Tidal HiFi, Bandcamp) oferują utwory z większą dynamiką.
SZUKAJ WERSJI BEZ MASTERINGU POD STREAMING
- Winylowe reedycje, stare CD, „audiophile remasters” – często zachowują oryginalną dynamikę.
RÓB PRZERWY OD DŹWIĘKU
- 15 minut ciszy po każdej godzinie z dźwiękiem.
„Detoks audio” raz na tydzień – np. spacer bez słuchawek, praca bez muzyki w tle.
UŻYWAJ EQ i LIMITERÓW ŚWIADOMIE
- Ustaw w aplikacji equalizer z naturalną krzywą (np. „flat” lub „warm”).
- Wyłącz „volume leveling” lub normalizację głośności, jeśli aplikacja go narzuca z automatu – to często dodatkowa kompresja.